Scrappauza, czyli przepraszam się z Panią Maszyną

Pani Maszyna przywędrowała do mnie z Krakowa ponad dwa lata temu. Powiew luksusu, by nie napisać - szaleństwa, bo ani ja szyć nie potrafię, ani nauczyć się specjalnie nie zamierzam, po prostu fanaberia, za którą na szczęście nie musiałam płacić... :) - w każdym razie jak mnie zwolnią pracy to albo jednak błyskawicznie nauczę się krawiectwa, albo ją sprzedam i wyżywię rodzinę choć przez krótką chwilę.

Mam zaszczyt Państwu przedstawić:



Na chwilę obecną muszę ją po prostu troszeczkę wykorzystać, bo stoi taka biedna w kącie i się kurzy się okrutnie. Wczoraj nastąpiła pierwsza próba przypomnienia sobie jak się robi chusteczkowniki (instrukcja szycia na przykład tutaj: Skip to my Lou).
Obdarowana pierwszym po długiej przerwie egzemplarzem, napisała do mnie dzisiaj: "Dziękuję za prezent. Wierzę, że będzie on służył do wycierania łez szczęścia - tylko i wyłącznie:-)". Ja twierdzę, że przyda się jeszcze w kilku innych sytuacjach, jak choćby do wycierania pomadki (własnej oczywiście) z twarzy jakiegoś absolutnie czarującego Przystojniaka. :D



Zatem skroiłam z rozpędu chyba z dwa tuziny chusteczkowniczków, czekają sobie niespokojnie na zszycie. Czy się doczekają? Zobaczymy... :)

3 komentarze:

  1. Piszesz że dwa lata stała hmmm bo wiesz ja też zakupiłam maszynę może nie z tak wysokiej półki jak Twoja ale też z wyższych modeli i jak na razie sporadycznie ja wykorzystuję z braku czasu... chustecznik piękny !! Jest nadzieja i dla mnie zatem :) pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. no chustecznik piękny:)
    maszyny zazdroszczę :)

    OdpowiedzUsuń
  3. oh :) a ja pomyślałam ze to torebka :) super kolory! i piekne wykonanie :)

    OdpowiedzUsuń