Uporałam się z taaaką stertą zaproszeń. W końcu. Traktuję to jako swój osobisty sukces, bo poszło nawet sprawnie, mimo Jaguarka na ramieniu.
Oczywista nie "obejszło" się bez wpadki, bo jakże by inaczej. Nakupiłam bordowych papierowych różyczek, ślicznych ćwieków - diamencików, a potem uświadomiłam sobie, że ja muszę to wszystko w zwykłe koperty poupychać... Zatem, zamiast mieć ładne zaproszenia, to mam różyczki i ćwieki w hurtowych ilościach na inną okazję.
Całe przedsięwzięcie nie miało by raison d'être bez Kasiuli, która, ratując mi pupę, użyczyła swojego dziurkacza. Merci, Madame!
Diamentowe Gody
Etykiety:
cardmaking,
kartka okolicznościowa,
ślubnie,
zaproszenia
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Świetny, prosty wzór!!! Miałaś samozaparcie ilościowe! Podziwiam!!!
OdpowiedzUsuńTak czasami mamy, że chcemy coś pięknie zrobić, a rzeczywistość nas zaskakuje!
A w ogóle to gratulacje dla Jubilatów!!!
Ja dzisiaj wróciłam od teściów ze złotych godów. To też czad - 50 lat razem! A co dopiero 60!!!!
Ucałowania dla Jaguarka :*